Marsz Miliona Serc w Warszawie. Ostrowiec też tam był

Setki tysięcy ludzi odpowiedziało na zaproszenie Donalda Tuska i wzięło udział w Marszu Miliona Serc w Warszawie. Przyjechali z z całego kraju, by – jak zaznaczało wielu uczestników – dać wyraz nadziei na Polskę, która jest ojczyzną dla każdego, gdzie wspólnie myśli i mówi się o przyszłości, a nie szerzy się nienawiści i na to, że doczekają się tego po wyborach 15 października.

– Marsz był przepiękny, ocean ludzi z całego kraju, wspaniałych, uśmiechniętych, którzy uwierzyli w zwycięstwo i mają serdecznie dość władzy pisowskiej. Wzruszające były dzieci, które szły w wielokilometrowym marszu z radością, bo widziały radosnych rodziców. To był marsz uśmiechu i wiary w zwycięstwo i tak będzie – mówi Jolanta Madioury, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej w powiecie ostrowieckim.

Do Warszawy pojechali w niedzielę nie tylko politycy i działacze Koalicji Obywatelskiej, ale także pozostałych opozycyjnych ugrupowań. Licznie stawili się przedstawiciele zarówno Nowej Lewicy, PSL-u, jak i Polski 2050. Arkadiusz Bąk, szef ludowców w powiecie ostrowieckim do Warszawy wybrał się z córką.

– Już od granic Warszawy można było spotkać na stacjach benzynowych pełno ludzi w biało-czerwonych barwach. To mnie strasznie cieszy, że w końcu nasze biało-czerwone barwy są odbijane partyjnym bonzom, którzy wpinali je sobie w klapy marynarek, jak Piotr Wawrzyk (red: zdymisjonowany wiceminister w MSZ, poseł PiS z Kielc), a potem, co robił, to wiemy. To są w końcu takie dobre skojarzenia, a nie partyjne lokowanie. Ci ludzie na marszu byli wszyscy uśmiechnięci, relatywnie było mało policji, bo była niepotrzebna. Wszyscy odnosili się do siebie z życzliwością, byli przyjaźni. To wyglądało jak jakiś najlepszy festiwal kulturalnej muzyki, radości i nadziei. Czuć było w tych ludziach, że mają ogromną, ogromną nadzieję na wygraną. I nie jest to nadzieja podszyta nienawiścią, hejtem, rewanżyzmem, tylko pozytywne spojrzenie w przyszłość. To tam było czuć – mówi Arkadiusz Bąk.

Odnosi się też do kpiących z marszu wypowiedzi działaczy Prawa i Sprawiedliwości, którzy tego dnia zorganizowali zamkniętą konwencję w Katowicach. – Strona rządząca spotyka się, jak kiedyś PZPR w Sali Kongresowej i patrzy za okno na tłumy ludzi, którzy są przeciwko nim. Spotykają się w zamkniętej, niewypełnionej nawet sali i oceniają medialne doniesienia, zakłamują prawdziwy obraz. No co im pozostaje? – zauważa.

Swój sprzeciw wobec centralizacji władzy, osłabiania samorządów przez PiS wyrażali sami samorządowcy. Z Ostrowca na Marsz Miliona Serc pojechali wiceprezydent Artur Łakomiec, radni i przedstawiciele Stowarzyszenia Tak dla samorządu. Na marsz ruszyli także zwykli mieszkańcy Ostrowca.

– Nie mogło mnie tam nie być – mówi Paweł Górniak, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej, który do Warszawy także pojechał z rodziną. – Postanowiliśmy oczywiście na ten marsz pojechać, bo liczymy na to, że po 15 października obudzimy się w innej, lepszej Polsce i chcieliśmy dać tego wyraz. Chcieliśmy pokazać różnice pomiędzy dwoma światami, tą Polską straszną, smutną zepsutą i tą radosną, która jest tolerancyjna, europejska, demokratyczna. To był marsz po to, żebyśmy się nie musieli za naszą Polskę wstydzić, ale pokazać, że to nasz kraj, nasza Polska – dodaje.

/mag/

Ważne wydarzenia