’Działali w sposób zaplanowany, w godzinach nocnych, anonimowo przy użyciu wcześniej przygotowanych narzędzi’. To fragment zażalenia, jakie złożyła ostrowiecka prokuratura na postanowienie sądu o umorzeniu postępowania wobec Patryka Stępnia i Iwony Marczak, aktywistów oskarżonych o zniszczenie reklamowej naklejki na drzwiach biura posła PiS Andrzeja Kryja poprzez przyklejenie na niej papierowego plakatu.
Prokurator Monika Marzec – Kaptur domaga się skierowania sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd, argumentując m.in, że i tu cytat: 'Za surowym potraktowaniem przemawia postać zamiaru i motywacja sprawców oskarżenia, działali bowiem z zamiarem umyślnym, w sposób przemyślany, świadomie wkraczając na drogę przestępstwa, niszcząc cudzą własność’. W ocenie prokurator Moniki Marzec – Kaptur surowa kara powinna polegać na 'skazaniu oskarżonych za przestępstwo’ – jak czytamy w zażaleniu, za co grozi nawet więzienie, a nie grzywna jak za wykroczenie.
– Biorąc pod uwagę sytuację w kraju nie możemy mieć najmniejszych złudzeń, że prokuratura jest instytucją upolitycznioną, w której politycy bezpośrednio wpływają na czynności poszczególnych prokuratorów. W tej konkretnej sytuacji mamy tego doskonałe odzwierciedlenie. Mnie to zażalenie w ogóle nie zaskakuje, spodziewałem się go. Widać, że te argumenty zbliżone są do publicystyki propagandowej różnych publikatorów rządowych i, powiedzmy sobie szczerze, naraża to instytucję prokuratury na śmieszność – komentuje mecenas Jerzy Jurek, obrońca Patryka Stępnia.
Zwraca uwagę, że prokuratura w Ostrowcu ignoruje cel działania aktywistów, którym było zamanifestowanie dezaprobaty wobec przekazania 2 miliardów złotych na państwową telewizję zamiast na onkologię, jak chciała opozycja i wobec wulgarnego gestu posłanki Lichockiej, która po sejmowym głosowaniu pokazała opozycji środkowy palec i nie została za to nawet upomniana. Mecenas Jurek przypomina, że oskarżeni od początku podkreślali w sądzie, że nie chcieli niczego zniszczyć, a plakat ze zdjęciem posłanki pokazującej środkowy palec przykleili przy użyciu kleju biurowego. Ich zdaniem, a także sądu, który umorzył postępowanie, naklejka na drzwiach została uszkodzona podczas nieumiejętnego zdejmowania plakatu przez pracownika biura.
– Przedstawimy nasze racje w sądzie – zapowiada mecenas Jurek. – Nastały w Polsce takie czasy, że każdy prokurator musi liczyć się z dalekosiężnymi konsekwencjami w razie podejmowania czynności w jakimkolwiek stopniu niekorzystnym dla polityków większości rządowej. W tym upatruję takiego zaangażowania nadzwyczajnego w tak błahej sprawie – dodaje.
Także sąd, umarzając postępowanie, działanie aktywistów uznał za czyn o znikomej szkodliwości. Zwrócił przy tym uwagę na koszty postępowania, które już wtedy przewyższyły wartość ewentualnej naprawy uszkodzonej naklejki. Ale prokuratura utrzymuje, że to nie jest żaden argument. – W polskim systemie prawnym nie istnieje definicja postępowania karnego, która by wskazywała na to, że jeżeli wysokość kosztów postępowania karnego przekracza wartość szkody, to to postępowanie podlega umorzeniu bądź też go się nie prowadzi – mówi Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach. Dodaje, że nie zgadzają się z oceną sądu o znikomej szkodliwości czynu oskarżonych i wykonują swoje ustawowe obowiązki.
Sprawę rozstrzygnie teraz Sąd Okręgowy w Kielcach.
/mag/