Brygada antyterrorystyczna spacyfikowała mężczyznę, który zabarykadował się w jednym z mieszkań przy ulicy Mickiewicza i groził wysadzeniem mieszkania.
Akcję podjęli po tym, jak desperata nie udało się skłonić do opuszczenia mieszkania przez policyjnego negocjatora. Straż pożarna sprawdziła, czy nie ma żadnego zagrożenia dla mieszkańców bloku. Kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku służby zezwoliły właścicielom na powrót do mieszkań.
Policja rano dostała zgłoszenie, że w mieszkaniu zabarykadował się mężczyzna i grozi wysadzeniem mieszkania. Na miejscu pojawiły się wszystkie służby – policja, straż pożarna, pogotowie i pracownicy urzędu miasta. Ewakuowano wszystkich mieszkańców bloku i odcięto go od gazu i prądu. Ewakuowano także pobliską szkołę specjalną.
Próbę przekonania mężczyzny do opuszczenia mieszkania podjął policyjny negocjator. W tym czasie zablokowana został ulica Mickiewicza, a pracownicy urzędu rozdawali ewakuowanym mieszkańcom wodę, proponowali też przewiezienie w bezpieczne miejsce do czasu zakończenia akcji. Jednak ci nie chcieli odchodzić od domu.
Antyterroryści w akcji wykorzystali gaz i granaty hukowe, po tym bez przeszkód wyprowadzili desperata. Nie znane są powody, dlaczego groził wysadzeniem mieszkania.
Jak udało nam się dowiedzieć, kilka dni temu mężczyzna zasłabł w domu i został zabrany do szpitala. Policja zawiadomiła Stowarzyszenie Animals, by zajęło się psem, którego miał w domu.
Dziś rano jedna z jego sąsiadek napisała do Stowarzyszenia, że mężczyzna wrócił już do domu i poszukuje swojego psa, ale zachowuje się przy tym niespokojnie i agresywnie.
Sąsiedzi desperata spekulowali, że jego agresję mógł wywołać fakt, że po powrocie nie zastał swojego czworonoga.
Teraz policja, prokuratura i lekarz zdecydują, czy mężczyzna zostanie umieszczony w szpitalu i jakie będą jego dalsze losy.
/pcr/