Wyrok bez rozprawy. Ostrowczanka broni się przed karą ograniczenia wolności za udział w protestach

Elżbieta Mazur, ostrowiecka liderka Strajku Kobiet skazana na miesiąc prac społecznych odwołała się od wyroku. Sprawa trafiła na wokandę.

Dziś w Sądzie Rejonowym w Ostrowcu Świętokrzyskim rozpoczęło się postępowanie przeciwko Elżbiecie Mazur, jednej z ostrowieckich liderek Strajku Kobiet. Wcześniej na podstawie policyjnych zarzutów sędzia Piotr Baraniak uznał ją za winną i skazał na karę 1 miesiąca ograniczenia wolności w postaci wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 32 godzin. A te zarzuty to – przytaczamy z wyroku sądu: 'umieszczanie w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym (czyli przed biurem poselsko-senatorskim PiS – dop. red) ogłoszeń, ulotek i afiszy bez zgody zarządzającego, umieszczenie w miejscu publicznym nieprzyzwoitego napisu, zaśmiecenie i zanieczyszczenia placu poprzez zostawienie tam szmacianej kukły oraz płyt tekturowych oraz wylanie na chodnik przed budynkiem bliżej nieokreślonej gęstej płynnej substancji’.

Sędzia Piotr Baraniak wydał wyrok nakazowy, czyli bez wysłuchania oskarżonej i bez rozprawy. Było to w czerwcu tego roku.
Dziś, po odwołaniu Elżbiety Mazur, na rozprawie sędzia Artur Kołodziej przyjął tylko jej oświadczenie. – Moje oświadczenie było takie, że absolutnie wydarzenia z postawionych mi zarzutów miały miejsce, jednak nie mogłam zostać za to ukarana, bo moje działania były protestem, a protest jest w naszym kraju legalny. My możemy protestować. Takie prawo mamy zapisane w Konstytucji – mówi Elżbieta Mazur.

Chodzi o protesty, jakie wybuchły w całym kraju po śmierci Izabeli z Pszczyny, której lekarze nie wykonali aborcji obumierającego w niej płodu. Młoda kobieta umarła na sepsę. W ocenie aktywistek i wielu specjalistów była pierwszą ofiarą wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, którego interpretacja ustawy aborcyjnej praktycznie ją uniemożliwiła.
Protesty w Ostrowcu odbywały się przez 4 kolejne dni przed biurem posła PiS Andrzeja Kryja i senatora Jarosława Rusieckiego na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku. -protest polegał na tym, że zostawiałyśmy przed biurem PiS kukłę ubrudzoną substancją imitującą krew. Na chodnik przed biurem wylewałyśmy ketchup, który także miał imitować krew. Za każdym razem zostawiałyśmy także wiadomość, że mają krew na rękach. Część dziewczyn dostała wezwania do sądu. Niektóre sprawy zakończyły się umorzeniem, inne grzywną w wysokości 100 złotych, a ja zostałam skazana. Moja koleżanka z Piotrkowa Trybunalskiego na przykład została uniewinniona. Sąd w uzasadnieniu podał, że wolność słowa i prawo do protestowania jest ważniejsze niż zaśmiecanie chodnika – opowiada Elżbieta Mazur.

Podobnego zdania jest mecenas Edward Rzepka. Zastrzega, że nie zna szczegółów sprawy Elżbiety Mazur, ale przyglądał się wielu takim postępowaniom w kraju. – Miejmy nadzieję, że w Ostrowcu zapadnie wyrok taki, jaki powinien i sąd stwierdzi, że to była manifestacja przeciwko skutkom wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a nie zaśmiecanie ulic. Nie powinny w takich sprawach zapadać wysoki skazujące, dlatego, że one w oczywisty sposób są wyrokami za manifestację polityczną, choć inaczej się to nazywa – ocenia mecenas Rzepka.

Kolejne posiedzenie w Sądzie Rejonowym w Ostrowcu zostało wyznaczone na 7 grudnia.

/mag/

Ważne wydarzenia